niedziela, 31 marca 2013

Dlaczego warto czytać składy?

Na początek chciałabym Wam wszystkim życzyć wesołych Świąt, smacznego karpia, kolorowych jajek na choince, i bezbolesnych siniaków od dyngusa ;) Nie mogę się pogodzić z tym śniegiem, marzę o wiośnie i każdy następny zimny dzień doprowadza mnie do ostateczności. Życzę Wam i sobie aby wiosna przyszła jak najprędzej:)



A oprócz życzeń chciałam podzielić się z Wami przemyśleniami o składach. Czy kiedyś zastanawiałyście się nad tym co znajduje się w kupowanych przez nas kosmetykach? Co odróżnia płyn do naczyń, pastę do zębów, żel pod prysznic, żel do twarzy, płyn do kąpieli, szampon i żel do higieny intymnej? Czy naprawdę te wszystkie produkty są na tyle różne, że potrzebujemy ich wszystkich?

Podstawową rzeczą którą należy wiedzieć przed rozpoczęciem analizy składów to:
1. Składniki na butelce podane są w kolejności od największego stężenia. Tzn, że jeżeli jako pierwszy składnik zobaczymy 'Aqua' to znaczy, że wody w produkcie jest stężeniowo najwięcej.
2. Składniki znajdujące się po zapachu ('Parfum') mają stężenie mniejsze niż 1% (zgodnie z prawem zapach w kosmetykach może być maksymalnie 1 procentem kosmetyku). Te składniki są pomijalne. Jest ich na tyle mało, że nie mają wpływu na działanie produktu.

Zastanówmy się: celem wszystkich wymienionych 2 akapity wyżej produktów jest myć. Będą więc zawierały detergenty usuwające tłuszcz i zabrudzenia. najbardziej popularnymi detergentami a także jednymi z najsilniejszych są SLS(Sodium Lauryl Sulfate) i SLES (Sodium Laureth Sulfate). Weźcie myjące produkty które macie w domu a gwarantuję, że w większości, jeżeli nie we wszystkich będzie jeden lub obydwa te składniki. Tak, ten sam składnik który powoduje, że wasze ręce są wysuszone po myciu naczyń nakładamy na włosy, twarz, ciało. Co prawda w mniejszym stężeniu ale jednak. Nie twierdzę, że detergenty to zło, są potrzebne ale warto wiedzieć co się używa i w jakim celu. (Tak, wiem, że się powtarzam). Produkty będą różniły się stężeniem i rodzajem detergentów. Najwięcej będzie ich miał płyn do naczyń, mniej szampon, żel pod prysznic, żel do twarzy i płyn do higieny intymnej. Ile potrzeba nam detergentów - zostawiam Waszej opinii. Zastanówcie sie tylko dlaczego w naszych czasach nagle pojawiła się potrzeba do używania balsamów do ciała, odżywek do włosów. Kiedyś wystarczył krem nivea. Czy to nie spytna strategia marketingowa?

Co jeszcze znajdziemy w produktach? Środki wpływające na konsystencję, zapach, kolor, spieniacze, zapychacze oklejacze i tym podobne składniki nie majace większego wpływu na działanie produktów. Głównie tymi składnikami różnią się produkty przeznaczone do różnych celów. Płyn do kąpieli będzie więc nieco lepiej się pienił i będzie rzadszy i bardziej pachnący od żelu pod prysznic itd.

Oprócz tego znajdziemy też skłaniki faktycznie działające pielęgnująco lub kierunkowo i na nie należy zwracać uwagę przy zakupie. Nawilżacze, emolienty, proteiny, ekstrakty roślinne i zwierzęce. To w jakiej ilości i kombinacji znajdują się w produkcie będzie wpływało na jego faktyczne działanie.

Czego oczekujecie od produktu? Zapewne łagodnego mycia i pielęgnacji. A może wystarczy tylko jeden? Np. płyn do higieny intymnej. Ma małe stężenie detergentów więc jest łagodny, zawiera kwas mlekowy a jeżeli wasz zawiera dodatkowe pielęgnacze to tylko lepiej. Można go użyć zgodnie z zastosowaniem na butelce, do całego ciała, twarzy, można umyć nim włosy. To moja propozycja na zmniejszenie wyjazdowego bagażu :) Oczywiście na dłuższą metę trzeba poobserwować reakcję swojej skóry i dostosować pielęgnację do siebie. Np. dla skóry twarzy ten detergent może być za mocny, wtedy należy poszukać czegoś bardziej odpowiedniego. Dziewczyny z blogosfery polecają żel do higieny intymnej facelle, ja polecam piankę  z Green Pharmacy (Jest super do mycia włosów ulepszoną metodą kubeczkową:) )


To samo dotyczy różnych rodzajów szamponów. Uważam, że nie warto kierować się opisami producentów ani tym, że produkt przeznaczony jest do 'włosów słabych i delikatnych', 'suchych i niepodatnych' itd. Zapewne ich składy nieco różnią się ale raczej nie na tyle, żeby dany produkt sprawdzał się tylko i wyłącznie przy podanym rodzaju włosów. Warto dowiedzieć się jakie składniki odpowiadają za co i czy odpowiadają one naszym włosom i tym właśnie się kierować przy wyborze. Nie jeden raz z ciekawości spojrzałam na skład drogiej, markowej maski 'intensywnie regenerującej' a tam sam silikon, zalepiony na dodatek parafiną i troche taniej gliceryny na pocieszenie.

Takie same przekręty można odkryć w wieelkiej ilości produktów. Na opakowaniu wielkimi literami: Krem do rąk z aloesem (Isana). A w składzie sproszowany sok z liści aloesu ('Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder') pod sam koniec składu, daleko za zapachem. Nie oznacza to, że krem jest bezwartościowy ale jednak czuję się oszukana samym faktem istnienia tego produktu. Mogli przecież równie dobrze napisać, że jest to krem glicerynowy ('Glycerin' na drugim miejscu zaraz za wodą). Takie produkty to zwykłe oszustwo producentów lecących na renomie marki. W takich sytuacjach mam ochotę wysmarować do nich zjadliwy list i napisać co dokładnie o nich myślę ale leniuch we mnie mi nie pozwala. A szkoda bo może zadośćuczyniliby mi za straty moralne. Zachęcam Was do pisania takich listów, reklamowania złych, zepsutych produktów. Doświadczenie znajomych podpowiada, że można na tym tylko zyskać. Za zepsutego Bakusia można dostać paletę Bakusiów ;) itd. Analiza również przydaje się gdy stoimy przed półką z 'takimi samymi' produktami różnych firm. Ostatnio kupowałam dla mamy olejek do kąpieli. Analiza składu zadecydowała o kupnie olejku z Isany zamiast z Nivei. Skóra zadowolona, portfel zadowolony. Nos trochę mniej bo Isana trochę śmierdzi ;)


Jakie wnioski należy wyciągnąć z mojego wywodu?
1. Czytajcie składy, nie dajcie się naciągnąć na bezwartościowy/oszukańczy produkt.
2. Zastanówcie się czy naprawdę uzasadniona jest potrzeba łazienkowej półki zawalonej produktami (no, chyba, że dotyczy to różnego rodzaju odżywek do włosów;) )


Formalne sprawy związane z czytaniem składów (co znaczy co, czego szukać, czego unikać) poruszę kiedy indziej. Ta notka jest bardziej filozoficzna niż informacyjna ;)

Zgadzacie się, że analiza składów jest ważna? 


Pozdrawiam wszystkich obżartych po świątecznym obiedzie:)
Ho, ho, ho!
A.

piątek, 22 marca 2013

Jak myć włosy?

Sprawa niby prosta: nakładasz szampon, trzesz, pocierasz, masujesz, spłukujesz. Potem ewentualnie jakaś odżywka, żeby nie szarpało tak przy rozczesywaniu. Jakie są alternatywy popularnego szamponowania i jak myć włosy, żeby im nie zaszkodzić?

Najważniejszą rzeczą którą należy wiedzieć: im wyżej dany składnik jest wypisany w składzie tym procentowo więcej znajduje się go w produkcie. Większość szamponów ma na samym początku, zaraz po wodzie (Aqua) w składzie SLS lub SLES (Sodium Lauryl Sulfate i Sodium Laureth Sulfate). SLSy to po prostu detergenty czyli oczyszczacze które dodatkowo powodują spienianie się produktu. Emulgują one tłuszcze, usuwają zanieczyszczenia, produkty do stylizacji i silikony. Te same składniki znajdziecie również w płynach do naczyń, żelach pod prysznic, pastach do zębów i wszystkim co ma na celu czyścić.

O ile w płynach do naczyń użycie detergentów jest absolutnie niezbędne, o tyle w produktach do pielęnacji ciała nie należy z nimi przesadzać. Sebum (jak ja nie cierpię tego słowa!), czyli wydzielina tłuszczowa skóry ma za zadanie ochronę skóry i włosów. Zdzierając tę ochronną powłokę pozbawiamy się 'plasterka' zatrzymującego wilgoć i co za tym płynie możemy doprowadzić do przesuszu. Nie próbuję tu nikogo przekonywać, że detergenty są złem, należy ich używać co jakiś czas do zmywania nadbudowanej warstwy produktów ale trzeba wiedzieć czym są, jak ich używać i co mogą spowodować.

Parę podstawowych wskazań:
- Przy zakupach kierujemy się zasadą: rodzaj szamponu dobieramy do skóry głowy a odżywkę do włosów.
- Analogicznie, siedząc pod prysznicem nakładamy szampon tylko na skórę głowy a odżywkę na włosy (chyba, że jest to odżywka która jest przeznaczona do stosowania również na skórę głowy np. Seboradin czy Wax)
- Jakość szamponu nie ma większego znaczenia. Jest on nakładany na skórę głowy na chwilę, za krótko, żeby jakiekolwiek składniki odżywcze zdążyły zadziałać. Szampon ma za zadanie umyć włosy kropka. Z tego powodu najlepiej, żeby był prosty, to znaczy miał krótki skład.
- Szampon należy używać oszczędnie. To znaczy myć włosy jeden raz (jeżeli na opakowaniu jest napisane, że myć dwa razy znaczy, że ktoś chce Was naciągnąć), używać jak najmniejszą ilość szamponu, rozcieńczać go jak najbardziej się da. Nakładanie bezpośrednio na włosy tak skoncentrowanego produktu jak szampon jest barbarzyństwem.
- Szampon nie musi się pienić, żeby myć. Tak się utarło w kolektywnej świadomości, że dopóki produkt się nie spieni to znaczy, że nie umył. Nie jest to prawdą. Szampony bez SLS pienią się mniej albo wcale i nie oznacza to, że nie działają.

Dziewczyny z blogosfery opracowały przez lata parę sposobów mycia włosów które nie naruszając warstwy ochronnej pozwalają pozbyć się brudu i nadmiaru sebum z włosów i skóry. Podstawową sprawą przy myciu włosów jest zasada: nie męcz. Przy wszystkich sposobach mycia należy delikatnie ale dokładnie masować opuszkami palców, okrężnymi ruchami skórę głowy. Nie należy trzeć, drapać ani szarpać.

Metoda kubeczkowa:
Małą ilość szamponu rozcieńczamy z wodą, najlepiej w... tak, w kubeczku ;) Mniejsze stężenie detergentu będzie delikatniejsze dla włosów, łatwiej będzie tę miksturę rozprowadzić i mniej szamponu zużyjemy. Co oznacza więcej kasy na odżywki ;). Szampon można rozcieńczyć wodą z kranu, przegotowaną, sokiem z aloesu, czym chcecie. Proponuję rozcieńczać za każdym razem świeżą porcję szamponu zamiast wlewać wodę do butelki szamponu bo może to skrócić termin przydatności do spożycia i podrażnić skórę. Ja tak kiedyś zrobiłam i skończyło się to napadem łupieżu i wyrzuceniem połowy butelki szamponu. A wlałam tam zwykłą wodę :/

Ulepszona metoda kubeczkowa:
Rozcieńczamy szampon tak jak w metodzie kubeczkowej po czym spieniamy go używając w tym celu specjalnych pojemników wytwarzających pianę. Można użyć tych z farb do włosów, pojemników z pianek do mycia twarzy, można też kupić takie np. na stronie ZSK. Najtańszą propozycją jest pianka do twarzy 25ml z Rival de Loop z Rossmana. Kosztuje kilka złotych a opakowanie można spokojnie sobie wtórnie wykorzystać do tworzenia pianki:) Ten sposób jeszcze bardziej rozcieńcza szampon, pozwala elegancko umyć całą głowę i jest zupełnie przyjemny:)

Metoda OMO:
Jest to trójetapowy sposób mycia włosów. W najwiekszym skrócie: Odżywka-Mycie-Odżywka. Sens tej metody zawiera się w tym, że pierwsze O zabezpiecza długość włosów przed detergentami zawartymi w szamponie. Jako pierwsze O można użyć odżywki która nam nie odpowiada i chcemy się jej pozbyć, można nałożyć serum olejowe o którym jeszcze napiszę albo sam olej. Następnie myjemy włosy (najchętniej metodą kubeczkową) a na koniec nakładamy ulubioną odżywkę.

Szampony bez SLSów:
Na rynku istnieją szampony bez SLSów i wydają się być coraz bardziej popularne. Zamiast agresywnych SLSów zawierają łagodniejsze detergenty (Bardziej zainteresowanych odsyłam do pięknego wpisu na blog o kosmetycznych pokusach :) Ja osobiście używam szamponu dla dzieci Babydream z Rossmana i szamponów Biowax z L'biotica. Przy używaniu takich szamponów należy pamiętać o gruntownym oczyszczeniu włosów raz na jakiś czas szamponem z SLS lub dodając troche sody oczyszczonej do porcji szamponu coby zmyć ewentualne nadbudowane produkty z włosów. Kiedy jest taka potrzeba poczujecie na włosach. Będą oklapnięte, 'gumowe' bez życia.

Mycie odżywką:
Podstawowe założenie pielęgnacji Curly Girl opiera się na całkowitym zaniechaniu używania SLSów. Będzie o tym osobny post a na razie napiszę tylko, że ta metoda polega na nałożeniu odpowiedniej odżywki na włosy i intensywnym masaży który ma w założeniu poluzować brud i nadmiar tłuszczu na skórze głowy. Ta metoda się sprawdza, wbrew pozorom nie ma się po takim zabiegu jeszcze bardziej tłustych włosów niż przedtem :)

No i będzie tego na dziś:)

Pozdrawiam,
A

środa, 20 marca 2013

Inspiracje włosowe


Każda szanująca się włosomaniaczka ma w czeluściach swojego komputera folder z włosowymi inspiracjami. Dla mnie są to raczej 'motywacje'. Oglądam te piękne zdjęcia i myślę: 'o, takie włosy naprawdę mogłabym mieć...'. Zazwyczaj przeglądam mój folder jak najdą mnie wątpliwości czy naprawdę jest szansa na poprawę kondycji moich włosów, czy jest sens takiego wydurniania się z nakładaniem niewiadomo czego na głowę i męczenia się z okropnymi zapachami i workami na głowie i dziwnymi spojrzeniami współspaczy. Zazwyczaj potrzebuję takiej motywacji podczas chronicznego 'bad hair day' albo 'bad hair week'. Dziś mam w ogóle 'bad day' co nie wpływa pozytywnie na spostrzeganie tego co mam na głowie. Dosłownie i w przenośni :) No więc czas na uporządkowanie moich hairspiracyjnych motywacji tu. Na blogu :) Smacznego.
















Jestem jakaś monotematyczna ale... te fale! Przepiękne.


Nie mam niestety źródeł tych zdjęć, zbierałam je jakiś czas z różnych stron typu stylowi.pl i z blogów. Oświadczam więc, że nie należą one do mnie itp.

Pozdrawiam Was serdecznie w ten prawie słoneczny dzień,
A.

czwartek, 14 marca 2013

Pigułka part I

Tak jak w każdej dziedznie, żeby zacząć świadomie dbać o włosy musicie poznać podstawowe informacje o włosie, jego 'fizykę' i 'biologię'. Do pomocy - Pigułka włosowej wiedzy. Część pierwsza :)

BUDOWA WŁOSA

Pojedynczy włos składa się z dwóch lub 3 części, naskórka (ang. cuticle), kory (ang. cortex) i czasem rdzenia włosa (medulla).


NASKÓREK

Naskórek to najbardziej zewnętrzna warstwa włosa, składają się nań ułożone jak dachówki, zachodzące jedna na drugą warstwami, płaskie komórki zwane łuskami. Mogą one przylegać ściśle do siebie lub odstawać, rozcapierzać się na wszelkie strony. Właśnie dlatego rozróżniamy włosy niskoporowate i wysokoporowate.

Co się wiąże z porowatością?


Włosy wysokoporowate
Ich łuski są rozchylone co sprawia, że łatwo chłoną wodę - nawet do 45% swojej wagi.  ale równie łatwo ją oddają co sprawia, że mogą być przesuszone. Oznacza to, że łatwo je zmoczyć i szybko schną, jednak mokre są podatne bardziej podatne na uszkodzenia niż włosy niskoporowate. Równie łatwo jednak chłoną wodę również z powietrza w wilgotne dni co powoduje puszenie i plątanie - łuski jednych włosów zahaczają o łuski drugich.

Włosy niskoporowate 
Ich łuski są szczelnie zamknięte co oznacza, że trudno je zamoczyć ale równie trudno wysuszyć. Jeżeli stoisz pod prysznicem, woda spływa po twoich włosach które pod spodem wciąż są suche a potem biegasz z mokrymi włosami pare godzin - masz niskoporowate włosy:) Ten rodzaj włosów trudno poddaje się wszelkim zabiegom fryzjerskim, farbowaniu, trwałym, lokom, wysnuwają sie z upięć ale są gładkie w dotyku pięknie lśnią :) Ale jeżeli już uda się je zafarbować - farba wepchnie się pod łuski jakimś cudem - trudno będzie jej uciec i kolor trudno będzie się wypłukiwał. Może być to błogosławieństwo, albo trochę mniej (wide: moje kolorowanie rudą szamponetką o_O ).


Porowatość zależy w głównej mierze od czynników genetycznych, jednak może się zmieniać w ciągu życia. Przy farbowaniu włosów (w szczególności rozjaśnianiu), traktowaniu gorącem (suszarki, prostownice, kręcownice, karbownice), niedżentelmeńskim zachowaniu (szarpaniu przy rozczesywaniu, czesaniu na mokro, wycieraniu o swetry itp.) łuski mogą się rozszerzać => porowatość wzrasta. Podobnie w drugą stronę: przy odpowiedniej pielęgnacji możemy sprawić, że porowatość spadnie.
Zazwyczaj również porowatość wiąże się ze strukturą włosa, w sensie, że włosy proste najczęściej są niskoporowate a falowane i kręcone - wysokoporowate chociaż tak naprawdę nie jest takie proste. Najprostszym sposobem unaocznienia tej zależności jest mały eksperyment: weź jeden włos, chwyć go dwoma palcami, pomiędzy paznokciem kciuka i palcem wskazującym i przejedź w dół. Jeżeli zrobisz to w odpowiedni sposób włos sie skręci :) Poprzez nacisk paznokcia sprawiliśmy, że łuski z jednej strony włosa ścisnęły się a roztworzyły ( ;) ) z drugiej. Wygląda więc na to, że włosy kręcone mogą być niskoprowate z jednej strony i wysokoporowate z drugiej! Ale dla wygody nazywamy je wysokoporowatymi.

Najszybszą ale i bardzo krótkotrwałą metodą na zmianę porowatości jest potraktowanie włosów mazidłem zasadowym (np. sodą oczyszczoną) bądź kwaśnym (płukanka octowa, z sokiem z cytryny lub aloesu: łyżka na litr wody). Produkty o wysokim, zasadowym pH rozpulchniają i unoszą łuski włosa, te kwaśne go domykają skutkując gładszymi, bardziej lśniącymi włosami. Magia :) O naskórku włosa koniec. Pomogłam? :)

Będzie tego na dziś.

Pozdrawiam,
A.



Źródło obrazków

środa, 6 marca 2013

O moich włosach


Będzie egocentrycznie i samolubnie :) Opisałam Wam moją włosową historię a teraz czas na opis włosów. Z własnych doświadczeń wiem, że każde włosy są inne i nie każde lubią takie samo traktowanie. Logiczna implikacja nasuwa się sama -> znajdź kogoś kto ma podobne włosy a zwiększysz szanse na to, że to co się sprawdza u niego sprawdzi się u Ciebie. Na ten mało odkrywczy wniosek wpadła już Siempre la belleza i zapoczątkowała cykl "Włosowa siostra".  Ja jak na razie nie zamierzam się tam pchać więc postanowiłam wykorzystać jej 'mini formularz' dla własnych celów. Mam nadzieję, że się nie obrazi:)



1. Peudonim i adres bloga: ...

2. Dokładnie opisany typ włosa
Włosy mam półdługie, gdzieś 10 cm brakuje mi do zapięcia stanika, są falowane z potencjałem do kręcania się w ruloniki, tragicznie bardzo wycieniowane. W związku z powyższym puszące się. Nie farbowane, w suchsze dni widoczne kilka cm wytrawionych dekoloryzacją końcówek. W miare zdrowe, porowatość średnia (nie umiem jej określić, włosy mają cechy i wysokoporowatych (niechęć do kokosa, brak blasku) ale też i niskoporowate (trudność w zmoczeniu, wysnuwanie się z wszelkich upięć). Mam wrażenie, że wracają z porowatości wysokiej spowodowanej rozjaśnianiem do naturalnej, niższej. Przetłuszczają się normalnie, myję je co 2 dni czy jak wypadnie ;) Męczę się z łupieżem. Naturalne są w kolorze popielatego blondu ze srebrnym połyskiem.



3. Jakie metody pielęgnacji stosujesz

Moja pielęgnacja jeszcze nie jest ustalona na stałe. Wciąż szukam tego co moim włosom służy a co nie. Jest to dość trudne, bo ten sam składnik w różnych konfiguracjach może działać dobrze lub wręcz przeciwnie. Blogi włosomaniaczek też raczej kiepsko pomagają bo moje włosy reagują różnie. Czasem dana odżywka im podpasuje a czasem nie.  Nie ogarnęłam jeszcze odpowiednich proporcji półproduktów ani kolejności nakładania. Eksperymentuję. Unikam SLSów, silikonów, stosuję metodę OMO lub nakładanie odżywki przed myciem, Kręcę psikacze do używania przed myciem, mgiełki do psikania między myciami, olejuję na sucho, mokro, 'psikaczowo'. Od maja 2012 nie użyłam prostownicy, z suszarką rozstałyśmy się w pokoju i porozumieniu, że 'jak mi się zachce to mogę zadzwonić'. To nic poważnego ale w wyjątkowych przypadkach oddaje mi przysługę:) Najczęściej jak zależy mi na lokach - dyfuzor daje radę. 


4. Kosmetyki, które się u Ciebie sprawdziły dobrze i bardzo dobrze 

-Wcierka Jantar: klasyk, miły w użyciu. Absolutnie przerażający wysyp baby hair. Nie wiem czy moja głowa tyle zniesie jak już urosną :o

-Maska Kallos Latte zwany też pieszczotliwie Krówką: pierwszy udany zakup włosowy. Włosy nawilżone, miękkie (jak na nie;) ) Idealny do wzbogacania wszelakiego.
-Szampon Joanna z apteczki babuni, jajeczny. Cudny, idealny, włosy piękne nawet bez odżywki. Ma SLSy więc używam od święta.
-Miód: w odpowiedniej kombinacji - Miękkość i blask
-Kwas hialuronowy: Mega nawilżanie. W mgiełkach reaguje mi z czymś (olejem?) i się scina :/ Cudny na twarz.

-Sok aloesowy: Fajny w mgiełkach ale nie w za dużym stężeniu
-L-cysteina: Po głębokim nawilżeniu.


5. Kosmetyki, które zaszkodziły, nie sprawdziły się.
-Gloria: puch i lipa.
-Olej Khadi: wypadanie włosów ale daje mu jeszcze szansę
-Olej kokosowy: tzw efekt 'piorunem w miotłę'
-Keratyna: jw.



6. Produkty neutralne, bez zachwytów ale i bez szkody.

-Wax'y, szampon z henną i cynamonem, maska. Raz działa raz nie, zabijcie mnie nie wiem dlaczego. Ładnie pachnie.
-Garnier z awokado i karite
-Maski  z Alterry
-Aloes zatężony 10x
-Panthenol: tak samo
(chociaż w odpowiednich proporcjach....)



7. Zdjęcie włosów w Great Hair Day (to wcale nie kryptoreklama prostownic GHD;) ) 



Będzie tego.

Pozdrawiam,
A.

piątek, 1 marca 2013

Moja włosowa historia

Jako dziecko, miałam włosy wywołujące zachwyt. W podstawówce nie mogłam bawić sie na przerwie bo panie nauczycielki chciały się nimi pobawić. Były bardzo długie, bardzo grube, bardzo blond i było ich bardzo dużo. Ja nie rozumiałam fenomenu, dla mnie były tylko uciążliwe bo trzeba było je rozczesywać.

Tak jak większość falowanych, zawsze byłam przekonana, że mam proste włosy, tylko wredne. W ogóle ich nie lubiłam i nie dbałam o nie. Denerwowały mnie. W 6 klasie podstawówki, na wakacjach, pofarbowałam je szamponetką Palette. Na rudo. Wynik był tragiczny. Na dodatek cholerstwo nie chciało się wypłukać mimo 15 myć i chyba ze 2 blond farb. Skonczylo sie na wypłowiałej marchewce. Do tego (nie wiem co mi się stało) obcięłam włosy na chłopaka. Biorąc pod uwage moją niechęć do robienia z włosami czegokolwiek możecie sobie wyobrazić jak wyglądałam. Jak się odważę, to może poszukam jakiś zdjęć z tego okresu. Krótkie włosy miałam aż do odrośnięcia naturalnego koloru, potem zaczęłam zapuszczać. Etap przejściowy był koszmarem. W międzyczasie nabawiłam się łupieżu i moja pielęgnacja ograniczała sie do szamponu Head&Shoulders i odżywki, jeżeli jakaś akurat została zakupiona przez mamę. Puszyły się, nie chcialy być proste, nie chciały być żadne.


 W gimnazjum zaczęłam włosy rozjaśniać, potem odkryłam prostownicę. Prostowałam włosy codziennie rano, nie tylko po myciu, bez żadnego zabezpieczenia. Od wielkiego dzwonu kupowałam jedwab chi. Włosy po prostowaniu nie były proste, były 'prostsze'. Potem zaczęłam farbować na najjaśniejszy popielaty blond jaki mogłam znaleźć.


Przypomina mi się, że w liceum coś mi zaczęło świtać. Parę razy umyłam włosy przegotowaną wodą, kupiłam nawet jakieś ziółka do robienia płukanek ale skończyło się to na jednorazowym użyciu.

Na 1 roku studiów przestałam farbować włosy. Ciężko jest mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Po prostu. Prostowałam je jednak dalej bo wyginały się w każdą stronę.








 Nie wiem jak mogłam być taka ślepa i nie zauważyć, że moje włosy nie są z natury proste! Były  przecież totalnie falowane! :D






Po 1 roku studiów wyjechałam do Londynu. Był to czas farbowania. Tam też ufarbowałam włosy jakimś chamskim rozjaśniaczem, co spowodowało wściekły pomarańcz i tragedię na włosach.







Od tej pory było jeszcze gorzej (oczywiście wciąż codziennie prostowałam). Wtedy jednak zaczęłam eksperymentować z drogeryjnymi kosmetykami typu John Frieda, Toni & Guy, Tresemme. Ciężko powiedzieć czy w czymś to poprawiło stan moich włosów.





Skończyło się obcięciem na krótko i powrotem do naturalnego koloru, który naprawdę przypadł mi do gustu







Uznałam, że całe życie farbowałam włosy po to, żeby mieć taki kolor jak naturalny:D Niestety jakiś czas później ubzdurało mi się, że może ładnie by mi było w czarnym. Pani fryzjerka była innego zdania i nie zgodziła się wykonać owego zabiegu na moich włosach, więc poszłam do drogerii i farbnęłam się sama.





Byłam nawet zadowolona mimo trupio bladej twarzy. Po jakimś czasie mi się odmieniło i zaczeła się dekoloryzacja. Najpierw pierwsza - do rudości,



 potem druga, do żółtości i siana. Pani fryzjerka nie przeczytała między wierszami, że 'najjaśniejsze jak się da' oznacza 'najjaśniejsze jak się da bez spalenia na wiór' no i spaliła na wiór :)
Włosy były dramatyczne. Zdjęcie wyrazi 1000 słów :)

Oczywiście dalej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje włosy się falują. O-o

Przełom nadszedł pewnego pięknego wiosennego dnia 2012. Na stronie groupona dojrzałam ofertę keratynowego prostowania włosów. Słyszałam o nim wcześniej dobre opinie więc postanowiłam rozpocząć risercz. I tak.. tam ta ra ram zaczęła się moja włosomania gdyż google wysłało mnie na bloga Anwen :) Zakupiłam zestaw do prostowania keratynowego na ebayu, wykonałam go i potem już poszło. Pielęgnacja bezsilikonowa, olejowanie, mgiełkowanie, mycie odżywką, delikatnym szamponem, płukanki i tym podobne.

Sam zabieg prostowania keratynowego (opiszę go którymś poście) pozwolił mi zrezygnować na stałe z prostownicy jednak, w trochę innym sensie niżbym przypuszczała :) W trakcie zabiegu i prostowania rozgrzaną do czerwoności prostownicą musiały mi się ześlizgnąć palce i mimo zabezpieczenia przed wyłączeniem, prostownica się wyłączyła. Nie wiem w którym dokładnie momencie, ale pod koniec prostowania, jak już się zorientowałam co sie stało, była tylko trochę gorąca;) Mimo to zdecydowałam się nie poprawić prostowanie tylko pobieżnie.
Prawdziwy stan moich włosów ujawniony przez mocno oczyszczający szampon z zestawu do prostowania

Po paru tygodniach i intensywnym buszowaniu po wizażu i blogach włosomaniaczek uznałam, że chyba jednak miałam falowane włosy a nie proste i wiedzona czystą ciekawością i z małą nadzieją na powodzenie (prostowanie keratynowe na boga!) wystylizowałam włosy wg. wytycznych CG. I moim oczom ukazały się sprężynki :D

 Nie wiem jak to możliwe, prostowanie musiało zadziałać bo włosy miałam proste po wysuszeniu. W każdym razie od tej pory zaczęłam włosy falować i dalej karmić olejami, odżywkami i półproduktami w nadziei na odzyskanie dziewiczych (:D) włosów.

Zaczęłam też samodzielnie podcinać i cieniować włosy w nadziei na pozbycie się wytrawionych końców. Nie skończyło się to dobrze więc wycieniował mi je znajomy fryzjer.
i po odrośnięciu 



Następne podcięcie i jeszcze większe cieniowanie zabiło moje loki. Nie mogę ułożyć włosów i nie mogę patrzeć na nie.

Włosy zaraz po wyjściu od fryzjera

 Marzę o tym, żeby zejść z tego straszliwego cieniowania i dlatego moim głównym celem jest porost. Oczywiście dalej stosuję świadomą lub mniej świadomą pielęgnację, a właściwie miotam się szukając idealnych rozwiązań dla moich strasznie suchych, sztywnych, grubych, puszących się włosów o nieokreślonej porowatości.


Włosy po warkoczu na skos więc śmiesznie powyginane:)
Zdjęcia najaktualniejsze:)
Nie znalazłam jeszcze idealnej pielęgnacji dla siebie, wszelkie blogi prowadzone są przez dziewczyny z włosami innymi niż moje. Wygląda na to, ze muszę dojść do wszystkiego sama. Postanowiłam więc założyć tego bloga z nadzieją, że pomoże mi to w motywacji i usystematyzowaniu mojej pielęgnacji a przy okazji może znajdą się dziewczyny z podobnymi problemami jak moje.

Na duchu podnosi mnie tylko fakt, że moje włosomaniactwo pomaga moim koleżankom, które dzięki moim eksperymentom mają już włosy piękniejsze od moich.


Pozdrawiam,
A.