piątek, 1 marca 2013

Moja włosowa historia

Jako dziecko, miałam włosy wywołujące zachwyt. W podstawówce nie mogłam bawić sie na przerwie bo panie nauczycielki chciały się nimi pobawić. Były bardzo długie, bardzo grube, bardzo blond i było ich bardzo dużo. Ja nie rozumiałam fenomenu, dla mnie były tylko uciążliwe bo trzeba było je rozczesywać.

Tak jak większość falowanych, zawsze byłam przekonana, że mam proste włosy, tylko wredne. W ogóle ich nie lubiłam i nie dbałam o nie. Denerwowały mnie. W 6 klasie podstawówki, na wakacjach, pofarbowałam je szamponetką Palette. Na rudo. Wynik był tragiczny. Na dodatek cholerstwo nie chciało się wypłukać mimo 15 myć i chyba ze 2 blond farb. Skonczylo sie na wypłowiałej marchewce. Do tego (nie wiem co mi się stało) obcięłam włosy na chłopaka. Biorąc pod uwage moją niechęć do robienia z włosami czegokolwiek możecie sobie wyobrazić jak wyglądałam. Jak się odważę, to może poszukam jakiś zdjęć z tego okresu. Krótkie włosy miałam aż do odrośnięcia naturalnego koloru, potem zaczęłam zapuszczać. Etap przejściowy był koszmarem. W międzyczasie nabawiłam się łupieżu i moja pielęgnacja ograniczała sie do szamponu Head&Shoulders i odżywki, jeżeli jakaś akurat została zakupiona przez mamę. Puszyły się, nie chcialy być proste, nie chciały być żadne.


 W gimnazjum zaczęłam włosy rozjaśniać, potem odkryłam prostownicę. Prostowałam włosy codziennie rano, nie tylko po myciu, bez żadnego zabezpieczenia. Od wielkiego dzwonu kupowałam jedwab chi. Włosy po prostowaniu nie były proste, były 'prostsze'. Potem zaczęłam farbować na najjaśniejszy popielaty blond jaki mogłam znaleźć.


Przypomina mi się, że w liceum coś mi zaczęło świtać. Parę razy umyłam włosy przegotowaną wodą, kupiłam nawet jakieś ziółka do robienia płukanek ale skończyło się to na jednorazowym użyciu.

Na 1 roku studiów przestałam farbować włosy. Ciężko jest mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Po prostu. Prostowałam je jednak dalej bo wyginały się w każdą stronę.








 Nie wiem jak mogłam być taka ślepa i nie zauważyć, że moje włosy nie są z natury proste! Były  przecież totalnie falowane! :D






Po 1 roku studiów wyjechałam do Londynu. Był to czas farbowania. Tam też ufarbowałam włosy jakimś chamskim rozjaśniaczem, co spowodowało wściekły pomarańcz i tragedię na włosach.







Od tej pory było jeszcze gorzej (oczywiście wciąż codziennie prostowałam). Wtedy jednak zaczęłam eksperymentować z drogeryjnymi kosmetykami typu John Frieda, Toni & Guy, Tresemme. Ciężko powiedzieć czy w czymś to poprawiło stan moich włosów.





Skończyło się obcięciem na krótko i powrotem do naturalnego koloru, który naprawdę przypadł mi do gustu







Uznałam, że całe życie farbowałam włosy po to, żeby mieć taki kolor jak naturalny:D Niestety jakiś czas później ubzdurało mi się, że może ładnie by mi było w czarnym. Pani fryzjerka była innego zdania i nie zgodziła się wykonać owego zabiegu na moich włosach, więc poszłam do drogerii i farbnęłam się sama.





Byłam nawet zadowolona mimo trupio bladej twarzy. Po jakimś czasie mi się odmieniło i zaczeła się dekoloryzacja. Najpierw pierwsza - do rudości,



 potem druga, do żółtości i siana. Pani fryzjerka nie przeczytała między wierszami, że 'najjaśniejsze jak się da' oznacza 'najjaśniejsze jak się da bez spalenia na wiór' no i spaliła na wiór :)
Włosy były dramatyczne. Zdjęcie wyrazi 1000 słów :)

Oczywiście dalej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje włosy się falują. O-o

Przełom nadszedł pewnego pięknego wiosennego dnia 2012. Na stronie groupona dojrzałam ofertę keratynowego prostowania włosów. Słyszałam o nim wcześniej dobre opinie więc postanowiłam rozpocząć risercz. I tak.. tam ta ra ram zaczęła się moja włosomania gdyż google wysłało mnie na bloga Anwen :) Zakupiłam zestaw do prostowania keratynowego na ebayu, wykonałam go i potem już poszło. Pielęgnacja bezsilikonowa, olejowanie, mgiełkowanie, mycie odżywką, delikatnym szamponem, płukanki i tym podobne.

Sam zabieg prostowania keratynowego (opiszę go którymś poście) pozwolił mi zrezygnować na stałe z prostownicy jednak, w trochę innym sensie niżbym przypuszczała :) W trakcie zabiegu i prostowania rozgrzaną do czerwoności prostownicą musiały mi się ześlizgnąć palce i mimo zabezpieczenia przed wyłączeniem, prostownica się wyłączyła. Nie wiem w którym dokładnie momencie, ale pod koniec prostowania, jak już się zorientowałam co sie stało, była tylko trochę gorąca;) Mimo to zdecydowałam się nie poprawić prostowanie tylko pobieżnie.
Prawdziwy stan moich włosów ujawniony przez mocno oczyszczający szampon z zestawu do prostowania

Po paru tygodniach i intensywnym buszowaniu po wizażu i blogach włosomaniaczek uznałam, że chyba jednak miałam falowane włosy a nie proste i wiedzona czystą ciekawością i z małą nadzieją na powodzenie (prostowanie keratynowe na boga!) wystylizowałam włosy wg. wytycznych CG. I moim oczom ukazały się sprężynki :D

 Nie wiem jak to możliwe, prostowanie musiało zadziałać bo włosy miałam proste po wysuszeniu. W każdym razie od tej pory zaczęłam włosy falować i dalej karmić olejami, odżywkami i półproduktami w nadziei na odzyskanie dziewiczych (:D) włosów.

Zaczęłam też samodzielnie podcinać i cieniować włosy w nadziei na pozbycie się wytrawionych końców. Nie skończyło się to dobrze więc wycieniował mi je znajomy fryzjer.
i po odrośnięciu 



Następne podcięcie i jeszcze większe cieniowanie zabiło moje loki. Nie mogę ułożyć włosów i nie mogę patrzeć na nie.

Włosy zaraz po wyjściu od fryzjera

 Marzę o tym, żeby zejść z tego straszliwego cieniowania i dlatego moim głównym celem jest porost. Oczywiście dalej stosuję świadomą lub mniej świadomą pielęgnację, a właściwie miotam się szukając idealnych rozwiązań dla moich strasznie suchych, sztywnych, grubych, puszących się włosów o nieokreślonej porowatości.


Włosy po warkoczu na skos więc śmiesznie powyginane:)
Zdjęcia najaktualniejsze:)
Nie znalazłam jeszcze idealnej pielęgnacji dla siebie, wszelkie blogi prowadzone są przez dziewczyny z włosami innymi niż moje. Wygląda na to, ze muszę dojść do wszystkiego sama. Postanowiłam więc założyć tego bloga z nadzieją, że pomoże mi to w motywacji i usystematyzowaniu mojej pielęgnacji a przy okazji może znajdą się dziewczyny z podobnymi problemami jak moje.

Na duchu podnosi mnie tylko fakt, że moje włosomaniactwo pomaga moim koleżankom, które dzięki moim eksperymentom mają już włosy piękniejsze od moich.


Pozdrawiam,
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz